IndeksIndeks  PortalPortal  SzukajSzukaj  RejestracjaRejestracja  ZalogujZaloguj  

 

 Fantasy Rhapsody

Go down 
2 posters
Idź do strony : Previous  1, 2, 3, 4, 5, 6
AutorWiadomość
Locky

Locky


Join date : 15/01/2021
Liczba postów : 50

Fantasy Rhapsody - Page 6 Empty
PisanieTemat: Re: Fantasy Rhapsody   Fantasy Rhapsody - Page 6 Empty2021-05-15, 03:43

Cain nie mówił cicho, a spróchniałe ściany z pewnością słabo tłumiły jakiekolwiek dźwięki. Adelaide domyślała się, że to właśnie był powód wyłapanych, zaciekawionych spojrzeń. Nie miała jednak zamiaru się nad tym teraz zastanawiać. Naiwnie myślała, że jeśli się pośpieszy to jeszcze spotka swojego towarzysza przed samym wejściem do lasu - pochłoniętego wątpliwościami lub organizującego swoje rzeczy w ekwipunku. Znalazła jednak po drodze kogoś, kto na przywitanie zgasił jej płomień nadziei. Cain już był w lesie. Informacja ta wyraźnie ją rozjuszyła i sprawiła, że w stronę głównego celu niemalże biegła. Przez dłuższą chwile nawet zdawała się nie zwracać uwagi na Brada. Zupełnie, jakby zostawiła go daleko w tyle, co mijało się z prawdą. Gdyby chciał, byłoby zupełnie odwrotnie. W każdym razie dopiero przed samym wejściem dołączyła się do rozmowy z krótkim:
- Jedyny z moich ludzi. - Musiał to wiedzieć, skoro już zdecydował się jej towarzyszyć. Była gotowa na falę negatywnych komentarzy w reakcji na tę informację, ale skupiona była teraz na zupełnie czym innym.

Wkroczyli między drzewa, na wstępie oboje pewnym krokiem, ale nie trwało to długo. Dziewczyna po chwili zaczęła odstawać od doświadczonego myśliwego. Była zdeterminowana, ale otoczenie zdawało się ją przerastać. Pożałowała nagle, że mężczyzna przestał ją zagadywać teraz, kiedy najbardziej tego potrzebowała. Możliwe jednak, że to zupełnie nie poprawiłoby jej sytuacji. Powinna czuć się pewnie z takim bykiem u boku, ale znacznie lepiej przeżywałaby ten spacer, gdyby zamiast niego szedł przed nią Cain. Do tej pory nieźle sobie radzili. Nie sadziła, że ponury głąb lasu będzie miejscem, w którym uświadomi sobie, że naprawdę nie chce go stracić. Jedynej osoby, która była jej gotowa pomóc tamtego dnia. Z jakiegoś powodu sytuacja, w której teraz ściskała z całej siły rękojeść ostrza przywiodła jej na myśl ich pierwsze spotkanie. Porównywalny był klimat. Moment, w którym obawiała się o swoje życie i czuła na karku oddech śmierci czekającej na odpowiedni moment. Ciekawe, czy Cain czuł teraz to samo? Był znacznie odważniejszy od swojej towarzyszki, co dziewczyna przyznała w myślach. Zaraz potem powtórzyła sobie jakieś trzy razy:
"Wszystko będzie w porządku."
- Yhym. - Pokiwała głową, wyrwana z intensywnego zamyślenia. Potwierdziła gotowość, choć nie była nawet wydusić z siebie normalnego słowa. Tym razem nie było jej nawet stać na bycie... Sobą? Dumną księżniczką z dobrego domu. Była przerażona, co miało swoje usprawiedliwienie w przeraźliwej ciszy, która ich otaczała. Po przebyciu kolejnego dystansu zaryzykowała więc licząc, że dzielą tą samą, najbliższą przestrzeń:
- Abel? - Ton nie był podniesiony, ale nie był to też szept. Być może nie było to wyjątkowo mądre posunięcie, ale tłukące serce chciało usłyszeć odpowiedź zwrotną i mieć to już wszystko za sobą.
Powrót do góry Go down
Daltonis

Daltonis


Join date : 08/10/2020
Liczba postów : 410
Age : 25
Region : Kalos
Starter : Chatot
Profesja : Stand User

Fantasy Rhapsody - Page 6 Empty
PisanieTemat: Re: Fantasy Rhapsody   Fantasy Rhapsody - Page 6 Empty2021-05-15, 23:43

Brend rzeczywiście rzucił Ci ostrzejsze spojrzenie, kiedy okazało się, że Cain jest Twoim jedynym towarzyszem i generalnie nieco go wkręciłaś. Pokręcił jednak głową i kontynuował przemierzanie kniei. Przygotowałaś się na fale krytyki, jednak odniosłaś wrażenie, że cisza jaką Ci wręczył była zdecydowanie mocniejszym ciosem niż przypuszczałaś. Poczucie zapadającego się żołądka i kłucia w klatce piersiowej tylko i wyłącznie narosło, szczególnie kiedy zastała was kompletne leśne milczenie - zupełnie jakby sam bór bał się w tym momencie cokolwiek pisnąć.

Odchodząc w nieco wolniejszym tempie od obozowiska Twój głos odbił się wokół lekkim echem, uderzając w okoliczne drzewa, krzewy i ostatecznie wygłuszając się w koronach nad waszymi głowami. Odpowiedzi jednak nie było. Cisza zdawała się być coraz bardziej ogłuszająca a walenie serca brzmiało jak dzwony bijące w Twojej głowie. Skrzypiący dźwięk dłoni zaciskającej się na długim uchwycie topora wiercił Ci w uszach a szelest waszych stóp ocierających się o leśną ściółkę potrząsał Twoją duszą. Nigdy nie czułaś takiego napięcia - nawet w dniu ataku na Quinn's Hold. Wtedy, wszystko stało się nagle, znienacka. Nawet nie byłaś w stanie w pełni zarejestrować co się wydarzyło. Teraz jednak, wszystko odbywało się boleśnie powoli. Czułaś, jak Twoje wnętrze gęstnieje, ściera się o siebie, wiruje. Kilka razy przez oczy przepłynęła Ci lekka mgiełka zmuszająca Cię do mrugania. Każdy wasz krok napawał Cię wciąż rosnącym przejęciem aż nagle...

Brend rzucił się do przodu jako pierwszy. Grzmocący całe Twoje ciało ryk huknął przez las i sprawił, że kompletnie straciłaś równowagę. W momencie kiedy starł się z nieznośną falą stałego stresu gotującego się w Tobie miałaś wrażenie, że połamał wszystkie Twoje kości. Jednakże Ty wciąż stałaś - pomimo szoku jaki przeżyłaś dałaś radę utrzymać się na nogach i pognać za łowcą.

Spoiler:

Natychmiastowy zastrzyk adrenaliny jakie otrzymało Twoje ciało sprawił, że dość szybko doścignęłaś Brenda który pognał przodem. Niedaleko przed wami, las knieja widocznie się otwierała - promienie słońca uderzały w ziemię coraz liczniej a drzewa stały coraz rzadziej. Przeraźliwy grom ryków i warknięć również słyszalnie narastał, aż nagle, gdy praktycznie wyskoczyliście na śródleśną polanę, coś śmignęło po waszej prawej i grzmotnęło w stojące obok drzewo z nieprzyjemnym trzaskiem. Gdy się obejrzałaś, Cain opierał się plecami do drzewa, podtrzymując się na długim mieczu. Był kompletnie rozczochrany, z jego ust kapała krew a jego przeszywanica była okropnie rozdarta na samym środku. Z czterech, równoległych, długich przecięć wypływał biały, puchaty materiał.
"Psiakrew." Splunął podnosząc się z trudem w pełni na nogi. Spojrzał się w Twoim kierunku nieco niewyraźne, jednak widziałaś, że po chwili jego twarz złapała kontur. Wyglądało to, jakby właśnie przed chwilą się obudził. "Co wy tu robicie?!" Złapał oburącz miecz, wyrównał krok i zbliżył się do Ciebie, cały czas patrząc się w stone polany. "Zabieraj się stąd, tu jest niebezpiecznie." Zachwiał się lekko, ale w ostatniej chwili złapał balans. Jego ekspresja nagle spoważniała i zacisnął mocno dłonie na swoim orężu. Brend, który stał obecnie przed wami też słyszalnie przygotował się do walki. Spoglądając w stronę, z której przyleciał Cain zobaczyłaś wreszcie bestie, w całej swojej okazałości.

Spoiler:

Monstrum przypominało czarną panterę którą kiedyś dane Ci było zobaczyć w jakiejś encyklopedii, jednak różniło się od niej w dwóch istotnych aspektach: wielkością, i asortymentem broni. Dwa długie, zawinięte kły zabarwione lekką zeschniętą czerwienią zalśnił ostrością, a jej dzikie oczy zamrugały nieregularnie zaraz przed tym, jak bestia zawarczała i wystawiła kły. Jej lśniące, kruczo czarne futro splamione było w jednym miejscu żywą czerwienią i spostrzegłaś wyraźną, długą, ciętą ranę po lewej stronie jej tułowia. Głęboki, basowy dźwięk zatrząsnął Twoim żołądkiem gdy wielki kocur obniżył swoją posturę, szykując się do skocznego ataku.
"Do broni!" Zakrzyknął Brend, jakby zachęcając potwora do ofensywy. Od ataku dzielą was już sekundy. Jakie są Twoje dalsze kroki?
Powrót do góry Go down
Locky

Locky


Join date : 15/01/2021
Liczba postów : 50

Fantasy Rhapsody - Page 6 Empty
PisanieTemat: Re: Fantasy Rhapsody   Fantasy Rhapsody - Page 6 Empty2021-05-17, 23:46

Miała wrażenie, że na chwilę stanęło jej serce. Chciała całą sobą, by cisza została przerwana, ale nie w ten sposób. Niepokojący ryk, reakcja Branda, cokolwiek, co zadziało się w każdej, długiej sekundzie po przekroczeniu granicy lasu, nie zapowiadało niczego dobrego.
- CAIN! - Wyrwało jej się, bez zastanowienia. Nie przejęła się faktem, że nazwała go po imieniu. Tym prawdziwym. Uczucie, które jej wtedy towarzyszyło było mieszanką przerażenia jego stanem i ulgą, że w ogóle mogła się jeszcze do niego zwrócić w ten sposób. Żył.
Jeszcze.
Serce waliło jej jak młot, nie dając szansy na funkcjonowanie płucom. Oddychała płytko, wyraźnie zdenerwowana. W pierwszej chwili nawet mu nie odpowiedziała. Zajęła się pobieżnym ocenianiem jego stanu i szybko doszła do wniosku... Że nie jest dobrze.
- N-nie. - Tyle z siebie zdążyła wyrzucić, jakby nagle straciła dostęp do reszty poznanych w swoim życiu słów. Jak się okazało, przerażona nie była skłonna do rozwiniętej rozmowy - skarcenia go za to, że ruszył sam lub złośliwej uwagi, że z ich dwójki to właśnie ona potrafi sukcesywnej utrzymać pion. W to jedno słowo włożyła również wiadro wątpliwości, bo prawdę mówiąc bardzo chciałaby znaleźć się gdzie indziej. Zwłaszcza, kiedy zobaczyła przeciwnika.
- Co to jest? - Zapytała, choć wątpiła, czy któryś z mężczyzn jest w stanie zdradzić jej specyfikację stojącego przed nimi gatunku. Jej przywodził na myśl jednego z magicznych stworzeń, których innego rodzaju przedstawiciel schował jej się pod ubranie. Był z zupełnie innej ligi, ale to już myśliwy przedłożył jej nazbyt skutecznie. Patrzyli na prawdziwego potwora. Coś, co zdołało zabić ludzi, którzy wcześniej stali w tym samym miejscu co ona. W ułamku sekundy.
W jej głowie rozbrzmiał głos Branda. Oplotła drżące dłonie na rękojeści swojej broni i zacisnęła zęby. Obserwowała jakby w spowolnionym tempie jak potwór siada na łapach, by wybić się do susu. Drżała ze strachu czując na plecach oddech śmierci. Ból w klatce piersiowej sprawiał, że ciężko było złapać jej oddech. Chciała zrobić krok do przodu, ale odkryła, że nie może oderwać stopy od podłoża. Zupełnie, jakby mięśnie skamieniały i odmówiły jej posłuszeństwa. Trenowała z Cainem, wcześniej uczyła się szermierki w Quinn's Hold. Miała podstawy i rozwinięty instynkt przetrwania, by wiedzieć, że powinna się teraz ruszyć, ale nie była w stanie. Sytuacja zweryfikowała jej determinację i odwagę lepiej, niż cokolwiek innego.
Zwyczajnie stchórzyła.
Powrót do góry Go down
Daltonis

Daltonis


Join date : 08/10/2020
Liczba postów : 410
Age : 25
Region : Kalos
Starter : Chatot
Profesja : Stand User

Fantasy Rhapsody - Page 6 Empty
PisanieTemat: Re: Fantasy Rhapsody   Fantasy Rhapsody - Page 6 Empty2021-05-20, 23:48

"Nic dobrego." Zdążył odpowiedzieć Ci Brend, zanim bestia wzbiła się w powietrze z gardłowym rykiem. W najwyższym punkcie skoku wisiała chyba ze 6 metrów nad ziemią a czas w tym momencie w Twoich oczach, zarówno jak i w Twoim ciele, zwolnił drastycznie. Wszystko działo się niesamowicie wolno, jednak nie mogłaś poruszyć nawet powieką - cała Twoja osoba zamarzła w miejscu. Widziałaś jak mięśnie dzikiego kota napinają się; jak jego paszcza otwiera się, pozostawiając za sobą strugi śliny; jak jego szpony rozwierają się najszerzej jak się da, przygotowując się, do wbicia się miękkie ciało; jak jego oczy, z szaloną prędkością wędrują pomiędzy waszą trójką, ostatecznie zatrzymując się na Tobie, i chybocąc w miejscu. Bestia znalazła najsłabsze ogniwo i najłatwiejszy cel.

Nagły ból Twojego boku przyśpieszył zawrotnie czas. Pchnięta przez Caina straciłaś balans, łapiąc się dopiero na pobocznym drzewie, odwróciłaś się instynktownie żeby zobaczyć co się właściwie stało. Zanim jednak to zrobiłaś ryk bestii i krzyk Caina dobiegł do Twoich uszu. Twoje oczy panicznie zbierając informacje z otoczenia dostrzegły kolejne cięcie na dolnej części boku monstra oraz rozerwane ramię Caina. Krew tryskała strugami w momencie kiedy kocur wylądował na ziemi i odwrócił się do jego oponenta otwierając szeroko paszczę i podnosząc ciężko masywne łapsko. Cain który jeszcze nie otrząsł się po poprzednim ataku był zbyt wolny, a dodatkowa rana prawej ręki nie przyśpieszyła jego reakcji.
Szpony potwora zatrzymał się jednakże na stalowej rękojeści topora Brenda, który przyjmując cios cofnął się nie podnosząc z ziemi nóg. Kurz wzbił się płytko w powietrze a okolice ponownie wypełnił ryk bestii. Cain stanął wreszcie w pełni na nogi i ponownie przybrał bojową pozycję - prawa noga do przodu, lewa do tyłu w lekkim rozkroku, obie ręce na rękojeści długiego miecza skierowanego pod kątem 45 stopni w górę. Sekunda niepewności zawisła w powietrzu i wydawała się ciągnąć w nieskończoność. Ponownie zamarłaś, jednak tym razem, nie będąc w bezpośrednim punkcie rażenia potwora czułaś władzę w ciele a dyskomfort poprzedniego pchnięcia przypominał Ci cały czas, że żyjesz. Twoja dłoń skamieniała wokół uchwytu jednoręcznej szabli która nagle wydawała się ważyć przynajmniej tonę.

Krok w tył i nagły skok rozpoczął kolejną ofensywę potwora lecz tym razem zarówno Cain jak i Brend odskoczyli w bok, wykonując przy tym jak najmniej niepotrzebnych ruchów. Żadnych zjawiskowych piruetów, żadnych potknięć, żadnych zawahań - jeden płynny ruch i nagłe zatrzymanie się. Wydawało się, że nawet nie poderwali się z ziemi. Wykorzystując szansę na atak, mężczyźni cięli orężami, jednakże obydwoje chybili. Besta poruszała się zbyt szybko - wypełniona adrenaliną i praktycznie w pełni zdrowa również nie pozostawiała zbyt wielu luk w swoim ataku.
Kurząc naokoło dziki kot pobiegł dalej, zakręcając większe kółko i wchodząc z wysoką prędkością w linie drzew przy której stałaś. Nagły szelest, dyszenie i łamanie gałęzi po Twojej lewej stronie tym razem zmotywowało Cię do ruchu. I Ty teraz czułaś przypływ energii w swojej osobie - Twoje ciało mimowolnie skoczyło w przód, lądując na gruncie z głuchym dudnięciem. W tym samym momencie świst szponów przeciął za Tobą powietrze i zniknął za kolejnymi drzewami.
Wielka ręka Brenda podniosła Cię prędko na nogi i ociekając brudem stanęliście w trójkę do siebie plecami. W tej pozycji każdy osłaniał każdego i razem widzieliście całe otoczenie. Zabójcza cisza ponownie wypełniła najbliższą przestrzeń gdy przeraźliwa myśl wpełzła każdemu z was jednocześnie do umysłów. Atak z ukrycia. Cienie drzew ukrywały w sobie monstrum a gęsty las nie pozwalał dostrzec zbyt daleko. Czułaś każdą kroplę potu na skórze; jak zimne drobinki spływają po nagrzanym od wewnątrz ciele. Wpatrując się w otaczający was mrok coś weń błysnęło. Dwa złote krążki, niczym połyskujące monety, wpatrzone prosto w Ciebie. To ona - wiedziałaś od razu - to ta bestia. Złote kulki zaczęły nagle poruszać się w górę i w dół. Biegnie - na pewno biegnie, centralnie w Twoim kierunku. Czarna sylwetka nagle wyłoniła się z boru - jakby sam cień drzew skondensował się w jednym punkcie i wydłużył się w Twoją stronę. Lądując cicho na łapach skoczyła, nie za wysoko, nie za nisko, idealnie na poziomie głowy.
Głowica topora i końcówka długiego miecza zabłyszczały po Twojej prawej i lewej stronie. Brend i Cain byli gotowi, a Ty?


Ostatnio zmieniony przez Daltonis dnia 2021-05-30, 22:16, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry Go down
Locky

Locky


Join date : 15/01/2021
Liczba postów : 50

Fantasy Rhapsody - Page 6 Empty
PisanieTemat: Re: Fantasy Rhapsody   Fantasy Rhapsody - Page 6 Empty2021-05-23, 18:08

Ruch Caina, z resztą bardzo heroiczny, sprowadził Adelaidę do świata żywych. Jego główny skutek był jednak przerażający, bo mężczyzna chcąc ją uchronić przed obrażeniami, sam stanął na drodze kłów czy pazurów bestii. Dziewczyna wypuściła powietrze z płuc, chcąc im nadać jakiś dźwięk, ale widok krwi i tego, co miało nadejść później sprawiły, że ostatecznie nie złożyła żadnego słowa. Zamknęła oczy, mimowolnie próbując uchronić się przed widokiem rozszarpywanego towarzysza, ale fakt, że towarzyszył temu zupełnie inny, niż się spodziewała dźwięk zmusił ją do podniesienia powiek. Nie zarejestrowała momentu samego przybycia Brenda, ale najważniejsze jednak, że tam był. Zrobił coś, czego ona nigdy nie byłaby w stanie. Z resztą nie tylko to. Każdy ich ruch, w tej krótkiej wymianie uświadomił jej, że wybiegła zdeterminowana z pokoju tylko po to, by tylko im zawadzać. Nie wiedziała, które odczucie męczyło ją bardziej. To, czy wina za cieknącą po łokciu Caina krew. Nie dało się ukryć, że była to wyłącznie jej wina.

Uczucie, które towarzyszyło pewnie każdemu z nich było nie do zniesienia. Adelaide męczyło nieustanne, przytłaczające napięcie, bo doskonale zdawała sobie sprawę, że najmniejszy zły ruch może skończyć się dla nich tragedią.
Zatrzymała powietrze w płucach, kiedy dostrzegła bestię. Zacisnęła dwie dłonie na rękojeści, by ostrze przestało drżeć. Wolno wyciągnęła jedną nogę przed siebie, wywołując tym najgłośniejszy w swoim życiu szelest. Potem słyszała tylko bicie swojego serca... I nagle skok bestii. Drgnęła gwałtownie, kiedy przez myśl przeszła jej chęć cofnięcia się do tyłu, jakby miała za sobą pustą przestrzeń. Zejścia z drogi potworowi i najlepiej ucieczce w bezpieczne miejsce. Spotkała się jednak z oporem - Cain i Brend wciąż trwali przy jej boku, gotowi na nadchodzący atak. Nie była sama i nawet jeśli było tak od początku tej walki, dopiero teraz zdawała sobie to uświadomić. Niechętnie przyznać, że byli silni. Być może silniejsi, niż ona kiedykolwiek.
Pewniej chwyciła miecz, zacisnęła zęby. Miała zamiar dołączyć się do walki. Wycelować w nogi, zmniejszyć główny problem - mobilność bestii.
Powrót do góry Go down
Daltonis

Daltonis


Join date : 08/10/2020
Liczba postów : 410
Age : 25
Region : Kalos
Starter : Chatot
Profesja : Stand User

Fantasy Rhapsody - Page 6 Empty
PisanieTemat: Re: Fantasy Rhapsody   Fantasy Rhapsody - Page 6 Empty2021-05-25, 23:54

Motywując się do walki, wreszcie dobyłaś miecz - dosłownie i w przenośni. Dłonie trochę Ci się trzęsły, a czubek szabli falował niepewnie odbijając od siebie sporadyczne promienie słońca przebijające się przez gęste korony. Twój oddech przyśpieszał z wdechu na wydech czując nieustannie rosnące uczucie, że zaraz to wszystko może się skończyć. Próbując kilka razy ruszyć z miejsca znowu zauważyłaś, że nie możesz podnieść nóg. Paraliżujący strach powrócił gdy stałaś w obliczu nadlatującej bestii. Podobnie jak wcześniej - tym razem nieco delikatniejsze szturchnięcie ruszającego Caina wybudziło Twoją osobę z letargu, i widząc, jak chłopak zaczyna biec w stronę potwora i Ty mimowolnie ruszyłaś, podnosząc szable do góry i wcelowując ją w gigantyczne, mięsiste łapska poczwary.

Potrójny, frontalny atak rozpoczął się tak szybko i tak nagle, że następne co Twój umysł był w stanie zarejestrować do gorąca krew na Twojej twarzy i fakt, że leżałaś na plecach zaraz za kocurem. Cain stał tuż przy Tobie, a Brend leżał nieopodal oparty o drzewo, ściskając oburącz topór i dysząc ciężko. Bestia warknęła raz jeszcze, jednak tym razem jej postura widocznie się zmieniła. Ogon, który do tej pory falował energicznie na jej tyłach, teraz skierowany był w dół i tylko sporadycznie zamiatał ziemię. Sama barwa głosu tej istoty spadła kilka tonów a jej gardłowy gruchot zmieszał się z bulgoczącym jękiem. Z jedną łapą uniesioną ku górze, odwróciła się w waszą stronę i widząc swoją szansę, wycofała się kulejąc, dając wam szansę na złapanie oddechu.

Cain opadł na wysłany ściółką grunt, wypuszczając długi miecz ze swych rąk. Ten upadł głucho na ziemię tuż obok niego, odbijając promień słońca prosto na jego spryskaną krwią klatkę piersiową. Odetchnął głośno z ulgą czując wreszcie dozę bezpieczeństwa. "Psiamać!" Załapał się za rozdarte ramię, sprawdzając jak bardzo tłoczy się z niego krew. "Oby się szybko zrosło..." Przycisnął ranę kilkukrotnie, po czym oberwał białą szmatką od Brenda.
"Obwiąż ciasno wokół rany." Wydudnił łapiąc oddech i podnosząc się z powrotem na nogi. Łowca również zlany był świeżym szkarłatem. "I wstawaj prędko to jeszcze nie koniec." Oparł oręż o ziemię i spojrzał w kierunek w który zbiegła bestia. "Trzeba dokończyć co zaczęliśmy. Cholerstwo jest na wykończeniu. Łatwo je będzie teraz wytropić." Wskazał na ciemne plamy krwi które zabrudziły brązowo-zielone podłoże.

Zapadła chwilowa cisza. Cain syczał co chwile wiążąc wokół ramienia śnieżną szmatę która bardzo szybko zmieniła kolor na rubinowy. Brend w tym czasie zniżył się i bliżej przyjrzał śladom. Czułaś się w pewnym stopniu nie na miejscu - w jakiś sposób wykluczona. "Tobie nic?" Rzucił wreszcie w Twoją stronę młodzieniec, rozdzierając resztę opatrunku i wiążąc go mocno, zaciskając przy tym zęby aż zgrzytnęły. Po całym zabiegu odetchnął raz jeszcze. "Blisko było." Szepnął sam do siebie, ale na tyle głośno, że usłyszałaś.

Wewnątrz swoich ubrań poczułaś nagłe wiercenie się, po czym mała łepetyna Pidgey'a wyłoniła się zaraz przy Twojej szyi. Malec wyglądał na lekko przestraszonego, ale oprócz tego nic mu nie było. Musiał zorientować się, że zagrożenie tymczasowo minęło i rozglądał się teraz dookoła, upewniając się, czy rzeczywiście tak było i czy czegoś przypadkiem nie przeoczyliście.
Powrót do góry Go down
Locky

Locky


Join date : 15/01/2021
Liczba postów : 50

Fantasy Rhapsody - Page 6 Empty
PisanieTemat: Re: Fantasy Rhapsody   Fantasy Rhapsody - Page 6 Empty2021-06-06, 02:30

Miała wrażenie, że jej niewprawiony w walce wzrok nie zdołał zarejestrować wszystkiego, co zdarzyło się, odkąd zrobiła pierwszy krok w stronę bestii. Wszystko działo się zbyt szybko, a kolejnym momentem na złapanie oddechu okazał się być ten, w którym już leżała na trawie. Jej klatka piersiowa podnosiła się i opuszczała, jakby miała za sobą nie jeden atak, a górzystą trasę pokonaną sprintem.
Poderwała się równo z warknięciem bestii, oczekując kolejnego ataku... Który nie nadszedł. Zwierzę, o ile można było to tak nazwać, wycofało się z planów pozbawienia ich życia. Przynajmniej chwilowo. Adelaide nie mogła jednak odczuć z tego powodu jakiejkolwiek ulgi. To całe zdarzenie zrobiło na niej naprawdę ogromne wrażenie, przez co ciężko było jej wrócić do (co prawda tymczasowej) rzeczywistości, w której nie czuje przytłaczającej presji przeciwnika. Jej zdaniem nie mogli sobie pozwolić na utratę czujności. Kiedy oni opuszczali broń, potwór mógł równie dobrze zbierać siły na kolejny skok w pobliskich krzakach i oczywiście zamierzała to zakomunikować. Krótko mówiąc, spanikowała. Pobieżnie, jednym ruchem zaledwie starła krew z twarzy rękawem. O dziwo nie przejmując się plamą na swoim nowym odzieniu.
Nie zareagowała na pytanie Caina. Przez chwilę zastanawiała się, czy zwraca się do niej czy do Pidgeya, który swoją drogą był chyba cały i zdrowy. Nie podzieliła się jednak swoją oceną. Zamiast tego postanowiła przypomnieć o sobie Brendowi.
- To już nie jest nasza sprawa. - Rzuciła nagle pewnym tonem i schyliła się, żeby podnieść miecz Caina, jeśli sam jeszcze go nie podniósł. Podeszła i wcisnęła mu go do ręki.
- Podjęcie się tego zadania było jednym, wielkim błędem. - Nie miała w zwyczaju przyznawać się do winy, więc i tym razem ominęła oczywisty przekaz. Nie zmienia to faktu, że była jej świadoma - sama wybrała zadanie, sama zaangażowała w to Caina i sama sprowokowała go do samotnego wytropienia bestii. Nie wspominając już, że najcięższą ranę też zdobył wyłącznie z powodu jej wybitnej odwagi.
- Jeśli chcesz, dobij go sam. My w r a c a m y. - Zaznaczyła wyraźnie ostatnie słowo i skierowała je oczywiście do Caina. Rzecz jasna, zabrzmiało jak rozkaz, choć tym razem głos drżał jej bardziej, niż kiedykolwiek. Nie spuszczała z mężczyzny wzroku, czekając na jego ruch.
Powrót do góry Go down
Daltonis

Daltonis


Join date : 08/10/2020
Liczba postów : 410
Age : 25
Region : Kalos
Starter : Chatot
Profesja : Stand User

Fantasy Rhapsody - Page 6 Empty
PisanieTemat: Re: Fantasy Rhapsody   Fantasy Rhapsody - Page 6 Empty2021-07-10, 21:53

Cain na Twoje słowa pokręcił głową. "Możesz wracać sama. Jak mówiłem wcześniej, przyszedłem tu sam i z własnej woli. Nawet jeśli wcześniej nie była to nasza sprawa to teraz już jest." Pogładził się po zawiniętej ranie. "Przynajmniej moja." Chłopak wstał na nogi i odebrał od Ciebie swój oręż. "Nieźle ją urządziliśmy, powinno pójść zdecydowanie łatwiej. Przy odrobinie szczęścia w ogóle nie będziemy musieli walczyć. Rany były na tyle głębokie, że równie dobrze mogła paść i się wykrwawić." Brend pokiwał głową. "To samo mi przez myśl przeszło, dlatego tym bardziej powinniśmy się upewnić, czy niebezpieczeństwo zostało zażegnane. Zabezpieczenie tego lasu jest niezbędne dla Renigbenu."

Wyglądało na to, że mężczyźni ustalili już plan działania i raczej nie zmienisz ich zdania, nie ważne jak głośno będziesz tupała. To było okropnie irytujące, ale nie mogłaś również zrozumieć dlaczego po prostu nie wycofają się teraz. W Twoich oczach zagrożenie nadal istniało, a nawet jeśli udało wam się zabić bestię poprzez rany które otrzymała w walce, to dlaczego po prostu nie wrócić do mieścinki teraz? Czy na prawdę trzeba teraz jej szukać i dochodzić się, czy rzeczywiście żyje czy nie?
Nie byłaś jednak w stanie się do nich przebić, więc nie pozostało nic, jak trzymać się z nimi, najlepiej gdzieś na uboczu, bo jak znowu potwór was zaatakuje najpewniej wolałaś nie być w samym środku starcia.

"Wiesz co to było?" Zapytał Brend Caina gdy powoli wychodzili w stronę otwartej polany, podążając za paćkami szkarłatu na ziemi. "Pierwszy raz widziałem tego typu bestię w tych stronach. Onegdaj widziałem wielkie dzikie koty, ale z czymś takim nie miałem nieprzyjemności bliższego zapoznania się." Dłubał dalej łowca.
"Nie pamiętam jego nazwy ale wydaje mi się, że kiedyś widziałem tą istotę. Lśniące czarne futro, długie, zagięte kły, oczy jak u kozy..." Młody strażnik zastanowił się chwile. "Jeśli się nie mylę, te stworzenia pochodzą zza oceanu - ze Scienny." W Twojej głowie pojawiła się mapa świata i szybko zlokalizowała miejsce o którym wspomniał Cain. Pamiętałaś, że Scienna, czy też Pustkowia Scienny, to ogromny kraj bez żadnego władcy i bez żadnych oficjalnych mieszkańców. Z tego co wiedziałaś, tamte tereny były na tyle nieprzyjazne, że nikt nawet o nie nie walczył, i nikt dobrowolnie tam nie zamieszkał. Podobno niektórzy wysyłali tam powojennych więźniów i wybitnie niebezpiecznych kryminalistów, ale dla Ciebie były to tylko plotki i pogłoski. W zasadzie ani nigdy nie widziałaś tych ziem, ani nigdy nie słyszałaś o kimkolwiek kto tam był. "Tylko jak stwór z tamtych regionów znalazł się tutaj..."
"Chyba wiem jak." Odezwał się Brend wskazując palcem na kolejne ślady krwi i kierując się głębiej w kierunku polany. "Jakiś czas temu zatrzymał się tu jakiegoś rodzaju czarodziej. Nie mówił po co tu był, nie mówił dlaczego akurat tu, ani nie powiedział dokąd zmierza. Przesiedział tu jakiś tydzień po czym wyparował, nie pozostawiając za sobą żadnego śladu. Niedługo po jego zniknięciu w puszczy pojawiła się ta bestia. Wiedziałem, że czarnoksiężnikom nie warto ufać, ale... Po co? Dlaczego zostawił tą bestię w naszych lasach?" Nie otrzymał jednak odpowiedzi od Caina. Chłopak wydawał się tak samo zbity z tropu co łowca.

Polana świeciła zielenią i pachniała całkiem ładnie. Spostrzegłaś nawet kilka ciekawszych roślin wyrastających z pomiędzy wysokiej trawy. Wielobarwne kwiaty kołysały się delikatnie na leśnej bryzie przypominając Ci o zleceniu od okolicznego kapłana - Melchiora. Może w wolnej chwili poszukasz tu ziół? No, pod warunkiem, że bestia zostanie, czy też została już, pokonana. Wkrótce i na to znalazła się odpowiedź. Zbliżając się do wielkiego drzewa, zajmującego centralną pozycję na tej polance, natknęliście się na coś, co wydawało się być kryjówką potwora. Ślady pazurów na korze mocarnej rośliny wdrapywały się do wielkiej dziupli znajdującej się jakieś 5 metrów nad ziemią a ślady krwi plamiące żłobienia podpowiadały, że właśnie tu doczłapała się bestia. Potwór znajdował się najpewniej weń, ale wcale nie było go słychać.
Mężczyźni wymienili się spojrzeniami po czym zaczęli się wdrapywać i wkrótce znaleźli się przy drzewnej norze. Kiwnęli do siebie głowami po czym wskoczyli do środka z krzykiem, jednak zaraz ucichli. Po chwili usłyszałaś: "Sophia, musisz to zobaczyć!" Głoś Caina zabrzmiał z wewnątrz. Był przepełniony zdziwieniem i niepewnością.
Powrót do góry Go down
Locky

Locky


Join date : 15/01/2021
Liczba postów : 50

Fantasy Rhapsody - Page 6 Empty
PisanieTemat: Re: Fantasy Rhapsody   Fantasy Rhapsody - Page 6 Empty2021-07-18, 00:35


Posłała mu zaskoczone spojrzenie i na chwilę zaniemówiła, jakby jego kolejna odmowa była silnym ciosem, przez który zabrakło jej powietrza w płucach. Dlaczego nigdy jej nie słucha? Gdyby było inaczej, do niczego takiego by nie doszło.
- Może nie zauważyłeś, ale krwawisz. - Wyrzuciła zirytowana, pokazując ręką na jego świeżą ranę. Nie miała wiedzy medycznej, by móc wątpić w umiejętności opatrywania ran przez Brada, ale właśnie to robiła. Uważała, że Caina powinien zobaczyć lekarz i to jak najszybciej. Wyraźnie rozjuszona wywnioskowała z ich krótkiej wymiany zdań, że decyzja już została podjęta i nikt nie zamierzał pytać jej o zdanie. Oboje byli ekstremalnie nieodpowiedzialni.
Z braku lepszych opcji podążyła za nimi.
Przysłuchiwała się ich rozmowie na temat zwierzęcia i postanowiła wtrącić coś od siebie:
- Może jeden z tych mutantów? - Zapytała, mając na myśli rodzinę wróbla i robaczka, którego spotkali do tej pory. Z resztą mogła to przecież sprawdzić. Do tej pory nie miała ku temu okazji, bo mogła trzymać w dłoniach tylko miecz, ale jeśli faktycznie spotkają tę bestię konającą gdzieś na uboczu, musi pamiętać o sprawdzeniu jej w wodospadzie wiedzy, czy jak ten magiczny sprzęt się nazywał.
Cain wyprzedził ją z pytaniem, które cisnęło jej się na usta. Była ciekawa jak w okolicy znalazł się ten stwór, ale opowieść o czarodzieju niespecjalnie ją przekonywała. Po raz pierwszy dzieliła emocje z Brandem - Po co ktoś miałby zostawiać na łaskę krwiożerczego kota taką nic nie znaczącą wioskę jak Renigben?
Zdaje się, że to pozostanie zagadką.
Przechodząc obok roślin, zanotowała w głowie gdzie powinna ich szukać w drodze powrotnej. Teraz niespecjalnie miała do tego głowę. Szczerze bała się, że jeśli tylko straci czujność i nachyli się, żeby pozbierać kwiatki, bestia skoczy jej na plecy. Z resztą czuła się tak odkąd opuścili polanę. Nie była wprawiona w boju i starcie trzymało ją pewnie dłużej, niż jej towarzyszy. Nie czuła się bezpiecznie.
Sophia w pierwszej chwili złapała Caina na ramię.
- Zwariowałeś? - Zapytała, kiedy skierował się za Bradem, by zajrzeć do nory. Tylko ona uważała, że to jest zły pomysł?
Niestety i tym razem Cain zignorował jej ostrzeżenie. Co więcej, postanowił ją włączyć do zabawy.
- Jeśli chcesz mi pokazać martwego potwora to jestem pewna, że NIE MUSZĘ tego widzieć. - Odpowiedziała, ale jednak gdzieś głęboko była ciekawa tego widoku. upewnienia się, że nic im już nie zagraża.
Zdecydowała się zatem wejść do kryjówki.
Powrót do góry Go down
Daltonis

Daltonis


Join date : 08/10/2020
Liczba postów : 410
Age : 25
Region : Kalos
Starter : Chatot
Profesja : Stand User

Fantasy Rhapsody - Page 6 Empty
PisanieTemat: Re: Fantasy Rhapsody   Fantasy Rhapsody - Page 6 Empty2021-07-19, 00:24

Z rosnącą ilością pytań w głowie podążałaś za mężczyznami z braku innej opcji. Wrócenie do wioski na własną rękę nie wydawało się mądrym rozwiązaniem - ledwo pamiętałaś drogę którą przemierzyłaś wraz z Brendem gdy gotowały się w Tobie emocje. Do tego wchodziło ryzyko, że czai się tu coś jeszcze, może bardziej natywnego ale nadal niebezpiecznego dla osoby niewtajemniczonej w okoliczną faunę.
"Może, chociaż wątpię. Jeśli dobrze pamiętam to dość stary gatunek - chyba sprzed pojawienia się tych istot." Cain wskazał na ptaszynę skaczącą po Twoim ramieniu i rozglądającego się bacznie na wszystkie strony świata.

Drzewo pod które zaszliście było pokaźnych rozmiarów a kora wiodąca do sporej dziupli nosiła ślady częstego użytku w postaci licznych rozdrapań kształtujących się w pazury. To definitywnie było TO miejsce. Męska część drużyny wystrzeliła przedtem pozostawiając Cię pod drzewem w towarzystwie Pidgeya. Ciekawość nie dawała jednakże spokoju więc wkrótce dołączyłaś do strażnika i łowcy.
"Tylko nie wypadnij jak już wejdziesz." Usłyszałaś gdy zbliżałaś się do wejścia. Pierwsze co w ciebie uderzyło to zapach. Zapach trupa by być dokładniejszym. W zasadzie nigdy nie wąchałaś martwej osoby, jednak dokładnie tak sobie wyobrażałaś ten swąd. Mieszanina stęchlizny, zgnilizny, krwi, moczu i chyba odchodów. Mieszało się tu tyle zapachów, że dość ciężko było określić pochodzenie każdego z nich. Kolejnym elementem który rzucił Ci się w oczy była kupa czarnego mięsa spoczywająca na samym środku drzewnego pomieszczenia. Kupa mięsa z którą jeszcze kilkanaście minut temu toczyliście walkę o śmierć i życie. Bestia która polowała w tych lasach na ludzi wreszcie stała się zwierzyną i zginęła z waszych rąk.
Rozglądając się naokoło szybko zorientowałaś się dlaczego zagnieździła się właśnie tu. Duże zapasy miejsca, relatywna cisza i izolacja oraz przyjemne zacienienie. Nawet człowiekowi wygodnie tu byłoby mieszkać! Oczywiście nie bez małych zmian - przydałaby się prawdziwa toaleta a nie... Zamoczony kącik w jednym z rogów pomieszczenia. Gigantyczna sterta różnorakich kości leżąca nieopodal również była godna uwagi. Udowadniała tylko jak długo ta bestia tu przebywała.

Był jednak jeden element który zwrócił Twoją uwagę najbardziej. Mała istotka siedząca przed potworem, skamlająca cicho mieszaniną miałczeń i pisknięć. Czarne futerko przypominało kolorystycznie to należące do bestii, jednak było zdecydowanie bardziej rozczochrane i zawierało czerwonawe elementy. Mały dziki kot był niewiele większy od Pidgeya.

Spoiler:

"Co z nim robimy?" Zapytał Cain niepewnie.
"Zawsze można go zostawić. Ten raczej nie stanowi zagrożenia." Zasugerował Brend drapiąc się po głowie.
"Nie wygląda jakby należał do tego samego gatunku, ale ten potwór najwidoczniej go przygarnął i karmił tym co przyniósł do leża." Teoretyzował młody strażnik. Obydwoje mężczyźni spojrzeli jednak na Ciebie. Ta sprawa chyba wymagała... Kobiecej ręki.

ZAUM również odezwał się po ówczesnym nakierowaniem go na truchło kocura, niestety bez żadnych rezultatów. Wyglądało na to, że zwykłych potworów nie da się zeskanować tym urządzeniem, przynajmniej nie obecnie. Może odrobinę zaklęć i uda sie powiększyć jego zasoby wiedzy?
Powrót do góry Go down
Locky

Locky


Join date : 15/01/2021
Liczba postów : 50

Fantasy Rhapsody - Page 6 Empty
PisanieTemat: Re: Fantasy Rhapsody   Fantasy Rhapsody - Page 6 Empty2021-09-19, 18:25

Starała się trzymać fason - przemierzać las z Brandem na czele nie wyglądając przy tym jak wystraszona łania na targowisku, ale od momentu spotkania bestii serce nieustannie tłukło jej głośniej, niż ćwierkający przy jej uchu wróbel.
Mimowolnie zwracała uwagę na otoczenie i reagowała na każdy bodziec chociażby wzdrygnęłam, jednak nawet w tych warunkach przechodziło jej przez myśl, że gest taki po prostu jej nie wypada i może sugerować, że jest wystraszona.
Utrzymywała przecież, że nie jest, nawet jeśli prawda była zupełnie inna.
Zdarzyło jej się również przez całą drogę zerknąć na Caina raz, dwa lub… Kilka razy. Oceniała sposób w jaki stawia kroki, jak bardzo powiększa się plama krwi na zabezpieczonej ranie oraz jak długą drogę będą jeszcze w stanie przejść, zanim straci przytomność. Powtarzała sobie, że nie powinno jej to interesować. W końcu wystarczy tylko, by się stąd bezpiecznie wydostała, ale nie mogła zdusić niepokoju wywołanego stanem chłopaka.
Zupełnie tego nie zrozumiała.

Kiedy tylko zbliżyła się do nory, uderzył ją okropny zapach. Pierwszy wdech sprawił, że miała ochotę się wycofać, ale jakaś część niej chciała zaspokoić ciekawość. Przez myśl przeszło jej nawet, że widokiem, który musi według Caina zobaczyć to zbiór złotych skarbów, bo przerośnięty kot miał na przykład słabość do kolekcjonowania błyskotek. Słyszała kiedyś o gatunku ptaków, który lubił wszystko, co świące.
Niestety to, co zastała na dole nie miało ze skarbami nic wspólnego.
Mina Adelaide była co najmniej niezadowolona. W skali wszystkich zniesmaczonych min, które miał okazję oglądać Cain, ta mogła być na podium. Zaraz po reakcji na “mięsne” danie, które wyglądało jak sporządzone z insektów.
- Na pewno nie żyje? - Chciała się upewnić, ale zdecydowanie nie ruszać się z miejsca, więc wzrok skierowała na Branda licząc, że to sprawdzi.
Szybko jednak złamała swoje postanowienie i zrobiła krok do przodu.
Otworzyła lekko usta i podniosła brwi zaabsorbowana stworzonkiem w postaci rozczochranej kulki.
- Co… To jest? - Zapytała licząc na odpowiedzi, ale tak naprawdę wszystkiego mogła domyślić się sama. Jakiś dziewczęcy, niewinny ułamek jej osobowości spiorunował Brenda wzrokiem, kiedy ten wspomniał o porzuceniu maleństwa. Tak naprawdę nie chciała go tu zostawiać.
- Cóż. - Wyprostowała się dumnie, kiedy zorientowała się, że na nią patrzą i wywołują do odpowiedzi.
- Ty ruszyłeś na potwora, zabiłeś go… - Wskazała na maleństwo. - Więc ty się nim zajmiesz. - Zdecydowała, wszystkie słowa kierując oczywiście do Caina. - No już, zabierz go. - Ponagliła. Sama by to zrobiła, ale jeszcze by ją podrapał, albo gdzieś uciekł? Poza tym nie chciała już bardziej zbliżać się do ciała. Wykonany w jego kierunku krok to najwięcej, ile mogła z siebie dać.
- Sam sobie w tym lesie nie poradzi. - Wysunęła kolejny argument.
Powrót do góry Go down
Daltonis

Daltonis


Join date : 08/10/2020
Liczba postów : 410
Age : 25
Region : Kalos
Starter : Chatot
Profesja : Stand User

Fantasy Rhapsody - Page 6 Empty
PisanieTemat: Re: Fantasy Rhapsody   Fantasy Rhapsody - Page 6 Empty2021-10-29, 00:31

"Martwy." Odparł Brend wydłużając szyję i przyglądając się bestii z daleka. "Martwa." Poprawił się po chwili chrząkając nieco niezręcznie. Cała ta sytuacja była dość nieszczęsna i ostatecznie przykra. Jednak w tym momencie, jak nigdy wcześniej, uderzyła w Ciebie świadomość, że świat to nie kolorowe bajki snute przez nadwornego barda albo osobistą służkę. Odkąd opuściłaś swoje strony życie rzucało w Ciebie szarymi realiami, jednak tym razem posmakowałaś soczystego szkarłatu. Czegoś czego nigdy wcześniej nie doznałaś, i coś czego zapewne nie będziesz chciała poznawać na nowo za każdym kolejnym spotkaniem z niebezpieczeństwem.

"Uhh..." Cain zamruczał niepewnie robiąc kilka kroków w miejscu, nie będąc najwidoczniej pewien jak ma w ogóle podejść do tej sytuacji. Z jednej strony właśnie pomógł zabić przybrana matkę tej istoty, z drugiej zaś zostawienie jej tu na pastwę losu, tak jak z resztą sama to wskazałaś, nie skończy się pozytywnie. "Ale... Eh." Westchnął ostatecznie i zbliżył się do stworzenia które przewidywalnie zareagowało przeraźliwym sykiem, parskaniem i, ku waszemu wspólnemu zdziwieniu, tryskami iskier z pyska które szybko wypalały się w powietrzu, nie docierając nawet do drzewnianej podłogi. "Łatwiej powiedziane niż zrobione." Skomentował z rezygnacją w delikatnie słabnącym głosie.
Przyglądając się mu w tym momencie chłopak trochę pobladł. Rozumiejąc, że zagrożenie ostatecznie przeminęło adrenalina musiała kompletnie z niego zejść i najprawdopodobniej przypominały o sobie rany i utrata krwi. Trzymał się na nogach dość solidnie, aczkolwiek niewyraźny kolor twarzy i niepewny chód mówił wyraźnie, że cała ta sytuacja nie obeszła się bez negatywnych skutków - dla obu stron konfliktu.

W tej chwili pewnej niepewności i mieszanych uczuć głośny ćwir dobiegł spod Twojej koszuli a zaraz potem spod Twoich nóg w momencie gdy wasz ptasi towarzysz postanowił niejako wziąć sprawy we własne szpony. Lodując z delikatnym impetem przed Twoimi stopami wzniecił prawdziwą kakofonię ćwierków wymachując przy tym energicznie skrzydłami - zupełnie jakby coś opowiadał albo tłumaczył osieroconemu kotu. Ten w odpowiedzi wywrzeszczał się na niego w pierwszym momencie, jednak jak domniemana rozmowa pomiędzy stworkami kontynuowała kociak coraz bardziej milknął, coraz częściej spoglądając się w waszą kolektywną stronę.
"Ma gadane." Skomentował krótko Brend z zauważalnym zaskoczeniem na brudnej w kurzu i krwi twarzy.

Brend, jak się szybko okazało, miał chyba rację, bowiem kociak, z wciąż widocznym smutkiem i zdenerwowaniem w oczach przygasł w emocjach, odmiałknął coś do Pidgey'a, odwrócił się i przysiadł obok swojego dawnego opiekuna. Ptak z kolei wrócił do Ciebie, zaćwierkał delikatnie i wyleciał z przerośniętej dziupli lądując na gałązce małego krzaczka znajdującej się zaraz pod wejściem do drzewnej jamy.
"Mamy... Wyjść?" Zapytał niepewnie Cain na co równie skonfundowany Brend wzruszył ramionami. Byłoby pewnie łatwiej gdyby istoty posługiwały się powszechnym językiem. Nie zmieniało to jednak faktu, że poniekąd wydawałoby się, że ptaszyna sugerowała danie kociakowi wolnej i bezpiecznej przestrzeni aby mógł pożegnać się ze swoją przybraną matką, albo żeby w ogóle go zostawić - w końcu w ogóle nie dało się do niego podejść.

Twoja wewnętrzna rozterka kontynuowała jednak nadszedł czas aby podjąć jakąś dalszą decyzję. Opuszczasz kociaka czy zostajesz i podejmujesz jakiegoś rodzaju działanie na własną rękę? Panowie wydawali się być niepewni, aczkolwiek ich wycofujące się kroki sugerowały, że zamierzali opuścić dziuplę - przynajmniej na obecną chwilę.
Powrót do góry Go down
Sponsored content





Fantasy Rhapsody - Page 6 Empty
PisanieTemat: Re: Fantasy Rhapsody   Fantasy Rhapsody - Page 6 Empty

Powrót do góry Go down
 
Fantasy Rhapsody
Powrót do góry 
Strona 6 z 6Idź do strony : Previous  1, 2, 3, 4, 5, 6

Pozwolenia na tym forum:Nie możesz odpowiadać w tematach
Pokemon Lagoon :: Hyde Park :: Archiwum :: Stare Gry/Przygody :: ☀ MG Daltonis-
Skocz do: