IndeksIndeks  PortalPortal  SzukajSzukaj  RejestracjaRejestracja  ZalogujZaloguj  

 

 Notatnik diablicy

Go down 
AutorWiadomość
Kitsune

Kitsune


Join date : 25/08/2020
Liczba postów : 2295
Age : 32
Region : Hoenn
Starter : Growlithe
Profesja : wolny strzelec

Notatnik diablicy Empty
PisanieTemat: Notatnik diablicy   Notatnik diablicy Empty2020-09-02, 18:40

Dawno, dawno temu...~~

KARTOREKA PERSONALNA
Cytat :
Notatnik diablicy Xw0kg71mgdi21
Michelle Arestor
Trzydziesto trzyletnia kobieta o długich, jasnych włosach, jasnej cerze i czerwonych oczach. Kochająca matka o łagodnym usposobieniu, zawsze pomocna, kucharka z zamiłowania. Po stracie jednej z córek trochę się załamała, ale musiała być silna dla drugiej, więc taka była. Bywa nadopiekuńcza.
Pokemon-towarzysz: Makuhita - Flaczek

Cytat :
Notatnik diablicy 360bcde55985358f635c667cb1e68dc9
Kalvos Arestor
Trzydziesto czteroletni mężczyzna o krótkich, ciemnych włosach i ciemnoszarych oczach. Niewiele wiadomo na temat jego przeszłości poza tym, że pewnego dnia po prostu zjawił się w Littleroot Town i wkrótce osiedlił na jego obrzeżach. Po niecałym roku znajomości ożenił się z Michelle,  niedługo potem dorobił dwóch bliźniaczych córek. Czuły, choć stanowczy, nadrzędny autorytet w domu Arestorów. Po śmierci Iliyany nieco zdystansował się względem reszty rodziny, co było tłumaczone żałobą. Pracował w okolicznej kancelarii prawnej, pewnego jednak dnia ot tak zrezygnował z pracy, a tydzień później zniknął.
Aktualne miejsce pobytu nieznane.
Pokemon-towarzysz: Arcanine - Celesta

Cytat :
Notatnik diablicy 0e721c7c83b4d50dc6f86fba1ec49d7d
Iliyana Arestor
Młodsza siostra Sailliny zwana również po prostu Il. Miała jasne włosy i oczy po matce. Była raczej typem małego rozrabiaki, ale zawsze dogadywała się z siostrą. Zginęła w wieku jedenastu lat, wpadając do rwącej rzeki.
Powrót do góry Go down
Kitsune

Kitsune


Join date : 25/08/2020
Liczba postów : 2295
Age : 32
Region : Hoenn
Starter : Growlithe
Profesja : wolny strzelec

Notatnik diablicy Empty
PisanieTemat: Re: Notatnik diablicy   Notatnik diablicy Empty2020-09-27, 22:20

KARTOTEKA POKEMONÓW

Cytat :
Notatnik diablicy Tumblr_nz7l1re2on1tk56hxo1_500
Growlithe - Argo
Najlepszy przyjaciel Sai i jednocześnie jej samozwańczy obrońca. Pociesza ją, gdy jest smutna, robi za pluszaka podczas snu, a jedyne, co chce w zamian, to pieszczoty! Mnóstwo pieszczot!~~
Trener: Sai Arestor

Cytat :
Notatnik diablicy 8bba6e7f33e3e50ecf7ba97fb605aace
Arcanine - Celesta
Dość duża jak na Arcanine'a, zawsze poważna, ale też wyrozumiała dla Argo i dzieciaków. Nigdy nie opuszcza Kalvosa Arestora, dlatego też zniknęła razem z nim.
Trener: Kalvos Arestor

Cytat :
Notatnik diablicy DKx9801U8AAJ0aH
Makuhita - Flaczek
Podopieczny Michelle Arestor. Mały grubasek, który kocha jedzenie, zwłaszcza konsumpcję. Zawsze dotrzymuje swojej opiekunce towarzystwa podczas gotowania.
Opiekun: Michelle Arestor

Cytat :
Notatnik diablicy 6eaaed800a18921575162be468a4f00b5ebdfca6
Wishiwashi - Wish
Jego pokeball został wyłowiony z wody na molo w Littleroot Town. Najpewniej ktoś go po prostu wyrzucił.
Trener: Sai Arestor

Cytat :
Notatnik diablicy 25d476f0a3aa4a617fd62bc1f6e7aa0b
Zigzagoon - Ziggy
Pokemon, który podjadał Pecha Berry na polach, przez co sprawiał problemy farmerom. Pokonany przez Argo w pojedynku i wcielony do drużyny. Miał już przynajmniej jednego trenera, który z jakiegoś powodu go porzucił, podchodzi zatem z dystansem do ludzi.
Trener: Sai Arestor

Cytat :
Notatnik diablicy 4699d7699298297667e56fab4aed182a7ca6e54c_hq
Larvitar - Mała Il/Maleńka
Wykluta z jaja podarowanego przez Michelle Arestor. Mała, ale ciężka, urocza gadzinka.
Trener: Sai Arestor


Ostatnio zmieniony przez Kitsune dnia 2021-06-11, 12:37, w całości zmieniany 9 razy
Powrót do góry Go down
Kitsune

Kitsune


Join date : 25/08/2020
Liczba postów : 2295
Age : 32
Region : Hoenn
Starter : Growlithe
Profesja : wolny strzelec

Notatnik diablicy Empty
PisanieTemat: Re: Notatnik diablicy   Notatnik diablicy Empty2020-09-27, 22:26

KARTOTEKA ZNAJOMOŚCI

Littleroot:

Oldale:

Mauville City - Poznani we śnie:

Mauville:


Ostatnio zmieniony przez Kitsune dnia 2023-05-25, 12:35, w całości zmieniany 10 razy
Powrót do góry Go down
Kitsune

Kitsune


Join date : 25/08/2020
Liczba postów : 2295
Age : 32
Region : Hoenn
Starter : Growlithe
Profesja : wolny strzelec

Notatnik diablicy Empty
PisanieTemat: Re: Notatnik diablicy   Notatnik diablicy Empty2020-11-26, 12:22

Dziennik pokładowy

Dzień pierwszy - początek poszukiwań

Postanowiłam. Obudziłam się rano i podjęłam decyzję - muszę znaleźć ojca. Mama nie była zachwycona moim pomysłem, ale nie zabroniła mi podążać za głosem serca. Nigdy tego nie robiła, nie broniła nam samodzielnie decydować i popełniać błędów. Nie wiem, jak poradzę sobie bez niej, ale... mam przecież jeszcze Argo. A mama nie zostanie sama, Flaczek dotrzyma jej towarzystwa...
Przy pakowaniu przypadkiem zbiłam szybkę w ramce ze zdjęciem z Il. I chyba dobrze się stało, bo na odwrocie znalazłam wskazówkę. Mauville City. Jeśli tam nie znajdę taty... Cóż, innych tropów nie mam.
Mama przed wyjściem dała mi inkubator z jajem. Nie wiem, co z niego wyjdzie. Poczekamy, zobaczymy...

Zarejestrowałam się u profesora Bircha, jak przykazała mi mama. Tam też spotkałam Agnes, początkującą trenerkę, która na startera wybrała Treecko i od razu wyzwała mnie na pojedynek. Argo wygrał przewagą typu ognistego nad trawiastym, a po walce postanowiłyśmy z Agnes wyruszyć w podróż razem. Ona podskoczyła jeszcze do sklepu, ja w tym czasie wyłowiłam z wody pokeball z rybką, którą nazwałam Wish.
Notka: trzymać Argo z dala od Wisha, inaczej ktoś zostanie obiadem.

W drodze do Oldale Town zaczepił nas farmer, któremu ponoć coś podgryza Pecha Berry z pola. Podążając za czułym nosem Argo, znalazłyśmy norkę prawdopodobnego winowajcy, a po zastawieniu wabika z owoców wywabiłyśmy go na zewnątrz. Podjadaczem okazał się Zigzagoon, z którym Argo walczył, a nad którym Agnes się wręcz rozpływała. Nasze zwycięstwo było kwestią czasu, a po tym, jak pokemon padł, doszło między mną i Agnes do sprzeczki. Ona uważała, że mogę jej odstąpić Zigzagoona, skoro mam już innego pokemona poza Argo. Ja za to wygarnęłam jej brak jakiejkolwiek inicjatywy czy wsparcia, albo chociaż zaangażowania w sprawę, bo przecież miałyśmy pozbyć się problemu farmera. Ostatecznie rozstałyśmy się w gniewie i każda poszła swoją drogą.

Jeszcze zanim dotarłam do Oldale, inkubator oznajmił gotowość jaja do wyklucia. I wykluło się. Małe, zielone i strasznie ciężkie stworzonko, o którym mój pokedex powiedział dokładnie NIC. Nie wiedziałam, co to za pokemon, ani jak go nakłonić do zamieszkania w cherishballu od mamy. I tak zastał nas wieczór, nie było więc sensu chodzić po nocy, więc rozbiłam prowizoryczny namiot i przespaliśmy się na polach.
Całkiem niezły pierwszy dzień podróży, co nie, Il?


Dzień drugi - Trauma

Pobudka była gwałtowna i nieprzyjemna. Nie mam pojęcia, co miał oznaczać ten sen, ale nie chcę nigdy więcej czuć tego ucisku na piersi, ucisku odbierającego oddech. Tak, obudziłam się, mając na klacie siedemdziesięciokilowego stworka, który wykluł się wczoraj. Niezbyt przyjemne uczucie, zwłaszcza w połączeniu ze snem topielca... Tak czy inaczej nie mieliśmy czasu na roztrząsanie tego wszystkiego i interpretację sennych mar. Nakarmiłam Argo i zieloną kulkę owocami i ruszyliśmy w drogę. Ciężką i męczącą drogę, zważywszy wagę Zielonka...

W końcu dotarliśmy do Oldale, gdzie w Centrum Pokemon chciałam uzyskać pomoc w sprawie pisklaka. Wyjaśniłam chłopakowi w recepcji, co i jak, po krótkim riserdżu zaś dowiedziałam się, że moim nowym podopiecznym jest samiczka Larvitara, rzadkiego pokemona z regionu Johto. Udało mi się też umieścić ją w cherishballu od mamy, więc jeden kłopot z głowy. Pozostawała jeszcze cała masa innych problemów, okazało się bowiem, że bez rejestracji jako pełnoprawny trener lub koordynator nie mam uprawnień do korzystania z usług Centrum za darmo. Pięknie. A chciałam tylko znaleźć tatę... Nie interesowała mnie ani Liga, ani inne tego typu rzeczy, świat jednak nie ułatwiał mi zadania. Typowe, prawda?
I tu pojawiło się wybawienie w postaci rudego chłopaka w okularach. Tak jakby wybawienie. Simona, bo tak ma na imię, zainteresował mój Argo, jako że to typ ognisty, a on sam miał problem z jednym ze swoich pokemonów. W zamian za pomoc zaoferował postawienie mi śniadania (chwała mu, bo od rana nie miałam nic w ustach!), a do tego załatwił darmową opiekę dla moich pokemonów. Nie chcąc wpadać na Agnes, która też znajdowała się w Centrum, zabraliśmy się z Simonem do okolicznej naleśnikarni, planując później wycieczkę do ruin.

W naleśnikarni trafiliśmy na znajomą Simona, która zainsynuowała, że chłopak mnie podrywa. Nie byłam za dobra w te klocki i nawet mnie to nie interesowało, postanowiłam zatem zdementować komentarze, a potem zjeść na spokojnie naleśniki. W międzyczasie starałam się wyciągnąć z rudego jakieś informacje na temat pokemona, z jakim mamy działać, ale mówił tak pokrętnie, że zaczynałam się już gubić. Dowiedziałam się właściwie tylko tego, że to pokemon złapany ultraballem, dlatego się nie słucha i działa na własną rękę. Nie wiedziałam nawet, jakiego jest typu i dlaczego walka z Argo miała tu jakkolwiek pomóc. Przy odbieraniu zamówienia dowiedziałam się natomiast, że u Simona "ja stawiam" oznacza tyle co "każdy płaci za siebie", czego oczywiście nie omieszkałam nie skomentować. I w sumie na tym dyskusja się skończyła, bo ważniejszym dla mnie był w tej chwili posiłek niż słuchanie wyjaśnień. Najchętniej zmyłabym się, zajęła czymkolwiek i po prostu odizolowała, ale nie mogłam. Zadeklarowałam pomoc, a Arestorowie zawsze dotrzymują słowa, tak więc i ja zamierzałam go dotrzymać.

W drodze busem do ruin zadzwoniłam do mamy, meldując się. Nie chciałam, by przypadkiem się martwiła, a i wolałam rozmowę z nią niż dyskusję z Simonem. Potem mogłam sprawdzić pokedex, co uzmysłowiło mi, że wyszukiwanie manualne daje więcej informacji niż zwykłe skanowanie. Będę musiała później posprawdzać inne opcje tego ustrojstwa.
Tak czy inaczej dojechaliśmy w końcu na miejsce - ruiny okalające Reliktowe Oczko, azyl dla Relicanthów. Poznałam Martę, przewodniczkę wycieczki i jednocześnie młodszą siostrę Simona. Druga, starsza mająca na imię Helena, zajmowała się transportem, a obie z powodu związków ich ojca niespecjalnie za sobą przepadały. Mając wolne pół godziny przed rozpoczęciem zwiedzania, postanowiliśmy z Simonem udać się w bardziej ustronne miejsce i odbębnić pojedynek Argo z nieznośną Mawile.
Sama Mawile okazała się wcale nie takim łatwym przeciwnikiem. Była brutalna i zdeterminowana, a po krótkiej wymianie ciosów Argo wpadał w coraz większe tarapaty. Szczęki przeciwniczki siały pogrom... Growlithe jednak miał w sobie determinację do kontynuowania walki, a ja go w tym dopingowałam. Sęk w tym, że nie dane nam było dokończyć pojedynku, bo w okolicy jeziora coś się zadziało. I tak oto starcie zakończyło się remisem.
Ruszyliśmy do Marty, chcąc zorientować się w sytuacji, a potem wraz z nią do samych ruin, by sprawdzić stan tuneli. Jedno, czego się nie spodziewałam, to hektolitry wody za uszkodzoną szybą basenu. To mnie przerosło. Znów miałam przed oczami scenę ze snu, wspomnienie topiącej się siostry i... spanikowałam. Nawet nie zorientowałam się, kiedy nogi poniosły mnie byle dalej od tego miejsca i masy wody, która mogła mnie pochłonąć. Trauma - to było coś, z czym nie łatwo będzie mi walczyć i wiedziałam o tym od samego początku. Tylko że... bez pomocy Argo nie uda się zaradzić sytuacji. Wiedziałam, że łącząc ogień z piaskiem można wytworzyć prowizoryczne szkło, które zatamuje wyłom w basenie. Sęk w tym, że sama nie byłam gotowa tam wrócić, a czas uciekał. Dlatego posłałam Argo z Simonem, bo to w końcu jego zdolności były im potrzebne, nie ja sama.
I spisał się wyśmienicie, bo już po kilku długich minutach znów miałam go przy sobie, a Simon relacjonował całą akcję. Wróciła także Marta, która po chwili zaleciła mi odpoczynek, na co z chęcią przystałam. Przeszła mi ochota na zwiedzanie, pojedynki, czy cokolwiek innego. Chciałam stąd zniknąć, zaszyć się i jakoś uspokoić skołatane serce. Właśnie dlatego wróciłam do autobusu, gdzie przeczekałam czas zwiedzania. Zignorowałam nawet siedzącą gdzieś na tyłach Agnes (która wcześniej najpewniej oglądała nasz pojedynek z Simonem i Mawile) i po prostu się odcięłam.

W drodze powrotnej rudzielec zrelacjonował mi najprawdopodobniejszy przebieg zdarzeń, a po chwili spytał o moją podróż do Mauville, proponując podwózkę u Heleny. Nie to jednak przykuło moją uwagę, a stwierdzenie "podsłuchałem twoją rozmowę", gdy wyjaśniał, skąd w ogóle wie, dokąd się wybieram. Nie podobało mi się, że wchodzi z butami w moją prywatną konwersację z mamą, czego nie omieszkałam mu wypomnieć, ostatecznie jednak przystałam na propozycję transportu.
Będąc już w Centrum, udałam się do wynajętego pokoiku i po prostu ległam do łóżka. Ten dzień był zdecydowanie zbyt męczący...


Dzień trzeci - Atrakcje Mauville City

Kolejny wschód słońca zwiastował kolejny dzień i ciąg dalszy podróży/poszukiwań. Po ogarnięciu siebie i swojego małego dobytku natknęłam się przy recepcji na Simona, który starał się mnie przeprosić za swoje zachowanie. Jako zadośćuczynienie i podziękowanie za pomoc (znikomą moim skromnym zdaniem) postawił mi śniadanie, a dodatkowo załatwił Tymczasową Kartę Trenerską, która daje mi uprawnienia do darmowego korzystania ze wszystkich usług Centrum Pokemon na wyspie. Miło z jego strony, co?
Jako że nie chciałam się spóźnić na transport (w dodatku darmowy!), większość śniadaniowych kanapek spakowałam na później, a potem zabrałam się na przystanek. Tam też stała się rzeczy przedziwna, choć nie do końca wytłumaczalna - widziałam po drugiej stronie ulicy Il. Czy to naprawdę ty, siostro? A może zaczynam powoli wariować? Niestety nie dane mi było zweryfikować tego, co widziałam, bo właśnie podjechał bus z Heleną za kierownicą. Sama Helena wydaje się w porządku, była miła, pomocna, nawet wesoła. Nie mam pojęcia, na czym polega jej problem z Martą, być może chodzi tu też o zbytnią zasadniczość tej drugiej, a nie tylko relacje z ojcem. Cóż, ich ojciec przynajmniej nie porzucił rodziny z dnia na dzień, prawda?

Droga do Mauville choć długa upłynęła raczej spokojnie. Pożegnałam Helenę, znalazłam Centrum Pokemon i zabukowałam się w pokoju. Aa, no i dowiedziałam się, że w Oldale mieli chyba nieaktualne informacje odnośnie mojego pokedexu i pewnie nie tylko tego. Okazało się bowiem, że nie muszę przystępować do Ligi, żeby mieć dostęp do NationalDexu, a wystarczy odwiedzić firmę Silph (usytuowaną w Kompleksie nieopodal CP) i poprosić o aktualizację. Od razu spytałam też, czy w pobliżu nie widziano taty, jednak pani ekspedientka nie była w stanie jednoznacznie odpowiedzieć. Ale dała mi namiary na Xu, człowieka, który ponoć wie o wszystkim, co się dzieje w mieście. Może on go widział? Zobaczymy.

Nakarmiłam moje szkraby, zapoznając się przy okazji z Ziggy'm. Jak na pierwszy raz nie poszło źle, ale na jego zaufanie będę musiała i tak zapracować. Po wszystkim udałam się do Kompleksu, by zaktualizować pokedex, a zaraz potem kilka pięter wyżej, by sprawdzić salę lidera. Ponoć wystarczy zdobyć jedną odznakę, by uzyskać stałą Kartę Trenerską, chciałam więc sprawdzić, na czym to wszystko polega i jak się do tego przygotować. Fartownie trafiłam na końcówkę jednego starcia, a była ona elektryzująca! I to dosłownie. No i tak poznałam Claude'a - trenera, który niestety przegrał trzecie z kolei starcie z liderem Wattsonem. Miałam nadzieję, że wytłumaczy mi kilka spraw, w końcu jest bardziej doświadczonym trenerem, co nie?
I w sumie wyjaśnił co i jak, a ja w przypływie chwili (a raczej z myślą, że skoro tak długo już próbuje pobić tutejszego lidera, to i długo siedzi w mieście) spytałam go, czy przypadkiem nie widział w okolicy taty. Miałam nikłą nadzieję, ale nie spodziewałam się uzyskać konkretnego tropu, a taki właśnie dał mi Claude. Ze trzy tygodnie wcześniej widział bowiem w sali lidera właściciela Arcanine rozmawiającego z Wattsonem. Jeśli to nie tata, to kto? Musiałam to sprawdzić...

Popędziłam do sali lidera, chcąc wypytać bezpośrednio pana Wattsona, czy rzeczywiście rozmawiał z moim ojcem te kilka tygodni temu, czy znów jestem w martwym punkcie i muszę szukać poszlak gdzie indziej. Na moje szczęście (lub nieszczęście, jak się miałam zaraz przekonać) staruszek okazał się znajomym tatusia i rzeczywiście wtedy z nim rozmawiał, o czym mogła świadczyć chociażby znajomość mojej tożsamości i jego imienia. Nigdy, przenigdy jednak nie byłabym przygotowana na kolejne słowa mężczyzny.
Wychodziło na to, że tata postawił warunek umożliwiający mi zdobycie informacji na temat jego dalszego celu podróży - wygranie bitwy z Wattsonem. Nie wystarczyło, żebym go znalazła i wypytała, musiałam go pokonać i udowodnić swoją "siłę", by móc ruszyć dalej. Do czego to się sprowadza? Do cholernej ściany, jaką mój drogi tatko przede mną postawił. Bo w życiu nic nie może być proste, a mój ojciec nie może mi po prostu dać się dogonić i zawrócić do domu, do mamy, która od jego odejścia cierpi, myśląc, że porzucił nas na zawsze, prawda? Musi wymyślać jakieś durne zasady, egzaminy, testy, które muszę zaliczyć, żeby dostać jakiekolwiek informacje, prawda? Otóż nie, a ja nie mam zamiaru bawić się w te jego durne gierki.
Wyrzuciłam z siebie cały potok słów przesycony emocjami. Nie chciała dalej słuchać o ojcu, który najpewniej wcale nie chce wracać ani być znaleziony, skoro mi utrudnia. Tym bardziej nie chciałam tego słuchać, bo zdałam sobie sprawę, że zrobił to wszystko specjalnie. Wiedział, że prędzej czy później za nim ruszę. Wiedział, że trafię do Wattsona. Wiedział, że jego odejście bez słowa pożegnania czy wyjaśnienia złamie mamie serce. A jednak to zrobił. On - człowiek, który uczył mnie, że Arestor nigdy nie łamie danego słowa - złamał obietnicę złożoną rodzinie. Obietnicę, że niezależnie od wszystkiego będziemy się wzajemnie wspierać. I nagle przestały mnie obchodzić jego powody, usprawiedliwienia, czy cokolwiek. Gdyby mu zależało, zostawiłby chociaż durną notkę z wiadomością, że nic mu nie będzie i nie musimy się martwić. Ale nie, musiał być samolubnym dupkiem, który porzuca rodzinę bez słowa. Skoro nie chciał, bym go znalazła - nie będę go szukać. Proste, prawda? A jednak nie... W końcu obiecałam mamie, że go sprowadzę do domu, prawda? A w przeciwieństwie do ojca ja chciałam dotrzymać tej obietnicy...
Dlaczego życie jest takie trudne..?


Dzień czwarty - a może jednak trzeci?

Miałam dość wszystkiego, nie wiedziałam nawet, co ze sobą zrobić. Dlatego niemal do południa nie robiłam nic. Nic poza przysłowiowym gniciem w łóżku, gdyż nawet do wstania z niego nie miałam motywacji. Sen z Il nakazującą mi odszukanie ojca był wystarczającym demotywatorem... Ostatecznie jednak zebrałam się w sobie, ogarnęłam i postanowiłam dać sobie czas. Powstrzymałam się przed zrelacjonowaniem mamie zdobytych informacji, nie chcąc jeszcze bardziej łamać jej serca, więc po prostu dałam jej znać, że zostaję na trochę w Mauville.
Zabrałam moich podopiecznych na baaardzo późne śniadanie, przy okazji nieco bliżej zapoznając się z Ziggy'm. Starałam się nie myśleć o tacie, więc zajęłam głowę pokemonami. Gdy w końcu wszyscy się najedli, postanowiłam wybrać się na spacer. A może tylko mi się tak wydaje? Miałam w sumie w planie zajść do sali lidera, choć właściwie nie wiem, czego oczekiwałam. Może właśnie niczego nie oczekiwałam?
Dziwnym trafem znalazłam się na zewnątrz, spacerując przez park, by ostatecznie znów zawrócić w stronę Kompleksu. I wtedy ją zobaczyłam. Wielka, ognista psina, tak charakterystyczna, że nie dało się jej z nikim innym pomylić - Celesta. W pierwszej chwili byłam w szoku, ale czy można mi się dziwić? W przypływie chwili zaczęłam biec w jej kierunku, wołać ją. Chciałam się po prostu do niej dostać, wtulić się w jej gęstą sierść, poczuć jej obecność, choć wewnętrzny głos rozsądku wiedział, że to wszystko jest nierealne. I takie właśnie było w rzeczywistości.
Przestrzeń wokół nagle zaczęła się chwiać, gubiłam kroki w biegu, aż w końcu straciłam grunt pod nogami. Nawet nie zdołałam dotrzeć do Celesty. Po prostu spadłam...


Dzień trzeci - Powtórka?

Przywaliłam w coś głową, a potem padłam na plecy z jękiem. Okazało się, że znów jestem w busie z Heleną, że właśnie dojechałyśmy do Mauville City. Czyli to wszystko było jednym wielkim snem? Po prostu przysnęłam i wszystko, co przeżyłam, czego się dowiedziałam, było po prostu ułudą? Senną marą? Ciężko było mi to ogarnąć, nie miałam jednak innego wyjścia.
Wciąż nieco oszołomiona pożegnałam się z siostrą Simona, po czym ruszyłam w stronę Centrum Pokemon. Szłam właściwie automatycznie, wciąż będąc myślami gdzie indziej, podświadomie idąc dokładnie tą samą drogą, którą szłam we śnie. I o dziwo dotarłam do CP! Nie weszłam jednak do środka. Skoro jakimś cudem przeżywam ten dzień po raz wtóry, czy nie powinnam od razu iść do Wattsona i dopytać go o ojca? Czy chciałam potwierdzać to, czego już się dowiedziałam? Miałam naprawdę wielki mętlik w głowie...
No i wróciłam do punktu wyjścia w relacji z Ziggy'm! Skoro dopiero przybyłam do miasta, to jeszcze nie wypuściłam go z balla, a co za tym idzie - nie miał ze mną tej pierwszej rozmowy. Odetchnęłam głębiej i postanowiłam skupić się właśnie na tym. Zamiast więc wejść do budynku, przeszłam gdzieś na ubocze, wypuszczając futrzaka na śniadanie i krótką pogawędkę. Cóż, skoro muszę zacząć od nowa, tym razem zrobię to nieco inaczej...
Przemyślawszy kilka spraw, postanowiłam udać się do Sylph i zaktualizować pokedex (który nie dostał update'u), przy okazji pozwalając Zigzagoonowi na trochę swobody. Znów poruszałam się po mieście właściwie podświadomie, wciąż rozmyślając nad tym snem i całą resztą. Nie wiedziałam w końcu, czy to rzeczywiście był sen, prawda? Przekonałam się o tym dopiero, gdy dotarłam pod budynek firmy - oszklony biurowiec, nie Kompleks Mauville, którego się spodziewałam. Więc jednak sen pozostaje snem...

Do otwarcia biura zostały jeszcze dobre dwie godziny, nie pozostawało mi więc nic innego, niż po prostu je przeczekać. Spróbowałam więc pociągnąć trochę relację z Ziggy'm, skończyło się jednak póki co na ostrożnym wszamaniu jednej z jagód. Muszę mu po prostu dać trochę więcej czasu, by nabrał do mnie większego zaufania. Argo w tym czasie wywęszył w pobliżu coś ciekawego. Coś, co okazało się pływającą po fontannie kaczką. I oczywiście musiał tę kaczkę spłoszyć na tyle, by oberwać strugą wody. Gorzej, że i mnie się dostało, na szczęście nie jakoś przesadnie.
Mając jeszcze w głowie burzę myśli przeplatających sen i aktualną rzeczywistość, postanowiłam skupić się nieco bardziej na tych aspektach swojej podróży, które nie dotyczyły szukania ojca. I właśnie wtedy napatoczyła się ona - właścicielka niebieskiej kaczki, Healani, która przybyła do Hoenn z regionu Alola. Zawiązała się między nami konwersacja, której głównym nurtem były przeprosiny za zachowanie Brevy, kaczuszki. Ostatecznie wybrałyśmy się na wspólny spacer, bo i tak miałam aż nadto wolnego czasu do spożytkowania. Heal, bo tak postanowiłam zdrabniać imię nowej koleżanki, wydawała się bardzo przyjaźnie nastawiona i była bardzo pomocna. Dowiedziałam się od niej przykładowo znaczenia własnego imienia, a także paru rzeczy odnośnie wyboru ścieżki kariery. Zdradziłam oczywiście swoją chęć zostania detektywem, napomykając tylko, że sama czegoś szukam, nie wdawałam się jednak w szczegóły i nie wypytywałam, czy przypadkiem nie widziała gdzieś mojego ojca. Była przyjezdna, takie pytanie mijałoby się z celem i wzbudziło niechcianą ciekawość. Heal za to chciała zostać koordynatorką i nawet miała wziąć udział w jakichś pokazach w Mauville. Od słowa do słowa postanowiłyśmy, że zajrzymy do CP, by sprawdzić opcję aktualizacji pokedexu. I dobrze, że to zrobiłyśmy, bo zaoszczędziłam sobie w ten sposób zbędnego czekania na otwarcie biura, gdyż w Centrum mogą mi od ręki wgrać aktualizację. Umówiłam się zatem z panią z obsługi na wieczór, gdyż cały update potrwa kilka godzin, a potem przeszłam do tematu ścieżki kariery.

Jako że bycie detektywem wymagało zdania jakichś testów, zostałam skierowana na tutejszy komisariat po więcej informacji. Tam zorientowałam się, iż podejście do egzaminu wymaga posiadania psiego kompana (którego już faktycznie miałam), a także zdania dwóch typów sprawdzianów - biegu na orientację, a także testu posłuszeństwa. Oba mają się odbyć w ciągu jednego dnia, pojutrze, będę więc miała okazję pokibicować Heal na jutrzejszym występie na pokazach.

Dziewczyna przedstawiła mi swojego lodowego liska, Purgę, przećwiczyła na moich oczach występ wprowadzający, przy okazji tłumacząc kilka podstawowych zasad rządzących pokazami, a w międzyczasie po prostu sobie rozmawiałyśmy, powoli poznając się wzajemnie. Poprosiłam też Heal o mały sparing, chcąc przetestować w bitwie Ziggy'ego - jego przeciwniczką okazuje się być fioletowa Oricorio, "latający duch", trzeba więc będzie dobrze rozłożyć taktykę. Nie chcę forsować futrzaka, ale chcę też poznać jego możliwości, a także zyskać trochę zaufania. Jak pójdzie? Zobaczymy...
Powrót do góry Go down
Sponsored content





Notatnik diablicy Empty
PisanieTemat: Re: Notatnik diablicy   Notatnik diablicy Empty

Powrót do góry Go down
 
Notatnik diablicy
Powrót do góry 
Strona 1 z 1
 Similar topics
-
» Skórzany notatnik
» Skrytka Pocztowa Diablicy

Permissions in this forum:Nie możesz odpowiadać w tematach
Pokemon Lagoon :: Strefa Gry :: Rejestracja :: Dzienniki-
Skocz do: